„Lalka z Lizbony” Iwony Słabuszewskiej-Krauze - powieść na wakacje i przewodnik po Lizbonie + KONKURS
Jeśli nie możecie pojechać w tym roku do Lizbony,
przeczytajcie najnowszą książkę Iwony Słabuszewskiej-Krauze Lalka z Lizbony –
niech to będzie choć niewielkie pocieszenie i namiastka pobytu w ulubionym
mieście. A jeśli wybieracie się do stolicy Portugalii w najbliższym czasie, koniecznie
weźcie tę książkę ze sobą. Czytanie jej w Lizbonie i przemierzanie
opisywanych miejsc wraz z bohaterami będzie niesamowitą przygodą. Zwłaszcza że
akcja rozgrywa się nie tylko współcześnie, ale i w przeszłości, co daje Wam
możliwość porównywania miasta dawniej i dziś, odgadywania miejsc znanych z Waszych
wcześniejszych wojaży i rozpoznawania ulubionych miejsc, parków, widoków czy
potraw. A tych w książce nie brakuje.
Tytułową lalkę z Lizbony możemy uznać za element wyjściowy
do rozwoju akcji książki, bo w końcu to przez nią główna bohaterka Inez poznaje
Humberta, z którym na łamach powieści będzie rozwiązywała pewną zagadkę. A
wspomniana lalka trafi na leczenie do szpitala dla lalek, który w powieści też
odgrywa niemałą rolę – wszystko przez pracującą w nim Florindę, osobę bliską
Humbertowi, która znajdzie się w centrum opisywanych wydarzeń. Nie zabraknie i
innych mieszkańców Lizbony, zwłaszcza tych z dzielnicy Graça,
którzy również przyczynią się do rozwoju akcji, do pojawiających się nowych
tropów i możliwych wydarzeń... Przy czym akcja powieści dzieje się nie tylko współcześnie
– autorka zabiera nas też w czasy dyktatury, reżimu PIDE, kiedy nie wszystko w
Lizbonie było piękne i kolorowe i nie takie, jak dziś mogą oglądać turyści
przyjeżdżając na kilkudniowe wakacje. Turystka z Polski, wspomniana Inez, też
przyleciała do Lizbony na chwilę, by parę dni później udać się na południe i
tam spędzić resztę urlopu, jednak los (a właściwie narzeczony) spłatał jej
figla. Patrząc z perspektywy czytelnika można powiedzieć, że dobrze – dzięki
temu przeżyła niecodzienną przygodę, o zażegnaniu nudy i rutyny typowego
urlopowicza nie wspominając, a może nawet poznała miłość życia? Ale o tym na
razie nie wspominamy, przeczytacie sami, zresztą nie wie tego chyba nawet sama bohaterka. Prawdę
mówiąc od jej uczuciowych spraw ważniejsze są teraz inne historie, rozgrywające
się dookoła niej i poniekąd mimowolnie z chwili na chwilę ją wciągające.
Wciągające na tyle, że jej pobyt w Lizbonie się przedłuża, mimo że już dawno powinna być w Algarve, a potem w Warszawie – przedłużenie urlopu stało się konieczne. Inez zacieśnia swoją znajomość z Humberto, bardziej poznaje spotkaną już wcześniej, przypadkowo, Florindę, obserwuje zwyczaje mieszkańców, a nawet zamienia się w dyskretną panią detektyw. Te wszystkie poczynania sprawiają, że trochę zapomina o narzeczonym – to z jednej strony, z drugiej zaś postanawia zacząć być dla siebie, niekoniecznie tylko dla niego. Czytelnikowi zaś umilają karty powieści, które podczas czytania co chwilę szeleszczą od przewracania. Powieść wciąga – tak samo jak Humberto i Inez chcemy się dowiedzieć, kto był donosicielem i zdradzał znajomych, jaką rolę w tym wszystkim mieli sąsiedzi i komu tak naprawdę można zaufać. Poza tym trochę głębiej poznajemy różne miejsca w Lizbonie – wraz z bohaterami wchodzimy nawet do grobowca na jednym z lizbońskich cmentarzy, dowiadujemy się na czym polega praca w szpitalu dla lalek i jak szpital w ogóle funkcjonuje. Czym się zajmują mieszkańcy Graçy gdy nie pracują? Przychodzą do kawiarni O Bom Café, chodzą na tańce, wymykają się nad rzekę albo do któregoś z lizbońskich ogrodów. A my czytelnicy razem z nimi. W Lizbonie lat minionych czytamy o wspomnieniach z jednego z bardziej współczesnych niż to z 1755 roku trzęsień ziemi, o metodach pracy PIDE, o tym jak się poznali rodzice Humberta i jak wyglądała młodość Florindy, Ricarda, Fernanda czy Jorge.
Piękna jest Lizbona widziana oczami bohaterów powieści,
nostalgiczna, nie zawsze oczywista i choć nie widać tego na pierwszy rzut oka,
gdy się jest turystą, żyjąca trochę w cieniu historii, nie tak przecież
odległej, a więc ciągle bolesnej, zwłaszcza dla osób, które w niej
uczestniczyły oraz dla ich bliskich. Zresztą to zapewne jest powodem wszędzie
opisywanej melancholijności Portugalczyków i ich saudade, które obecne jest nie
tylko w ludziach, ale i w miejscach a nawet przedmiotach. Spacer po takiej Lizbonie
(i nie tylko, bo bohaterowie wyjeżdżają poza miasto) jest piękny, tęskny i od
razu przywołujący chęć bycia w Lizbonie…
Polecamy Lalkę z Lizbony zarówno tym, którzy w Lizbonie już byli, tym, którzy dopiero się wybierają, jak i tym, którzy na razie nie planują odwiedzać stolicy Portugalii 😏
Lalka z LizbonyIwona Słabuszewska-Krauze
Wydawnictwo Lira 2021
Komentarze
Prześlij komentarz