Najnowsza książka Marcina Kydryńskiego nie jest całkiem
nowa. To właściwie powtórne wydanie książki Lizbona. Muzyka moich ulic, która
ukazała się w 2013 r. W nowym wydaniu zmienił się format książki i zdjęcie na
okładce (w poprzednim znalazło się ono wewnątrz książki). Są też nowe zdjęcia, a
niektórych starych brakuje. Nie ma też numeracji rozdziałów. To na pierwszy
rzut oka. I niech to na razie wystarczy. Porównania nie są aż tak istotne, zwłaszcza
że nie pisałem tutaj o poprzedniej książce (gdy ją czytałem, nie było jeszcze tego
bloga).
Autor, w tekście na okładce, wyraża nadzieję, że jego
historia może być pomocna osobom, które wyruszą do Lizbony i wybiorą się na
długie spacery po tym pięknym mieście jego śladami. I rzeczywiście, książka będzie
pomocna. Tym, którzy w stolicy Portugalii byli chociażby raz pozwoli na
wspominanie odwiedzanych miejsc, może spotykanych ludzi, słyszanych dźwięków i
odczuwanych zapachów. Tym, którzy się wybiorą w przyszłości narysuje piękny
obraz Lizbony, niewątpliwie jednego z najpiękniejszych miast świata. I nie
wątpię, że po przeczytaniu tej książki nie znajdzie się nawet jedna osoba,
która nie będzie chciała zobaczyć Lizbony.
Muzyka moich ulic. Lizbona to przede wszystkim książka o
muzyce w Lizbonie. Tak ja ją odbieram. Ale także o fotografii – autor niejako
wyjaśnia, a może usprawiedliwia się, skąd takie a nie inne zdjęcia ilustrują
jego opowieść. Na pierwszych stronach dowiadujemy się także, skąd pomysł jej
napisania. Przeczytamy też, skąd się wzięła Lizbona w życiu Marcina Kydryńskiego, i jaki w tym udział miała Mariza. Mariza zresztą pojawia się w książce nie raz,
autor spotyka ją i w Lizbonie i w Polsce, nie tylko na gruncie zawodowym. Nie
jest zresztą jedyną muzyczną osobistością, z których udziałem historie
poznajemy w tej książce. Jest Beto Betuk, Camané z braćmi Pedrem i Helderem
Moutinho, jest wspaniały Carlos do Carmo. Jest cudowna Sara Tavares, nawet Melody
Gardot (choć podglądana tylko ukradkiem) i Carminho (jednak w tym przypadku
wolałbym przeczytać o Artystce co innego…). Jest też Tito Paris i Yami, są
wirtuozi gitary portugalskiej Angelo Freire, José Manuel Neto i Luís Guerreiro.
Podczas muzycznych spacerów autor przedstawia nam koncertującą czasami także u
nas Donę Rosę, która w Lizbonie woli śpiewać na Rua Augusta, przygrywającego na
gitarze, będącego pewnego rodzaju wizytówką pejzażu miasta Wilfredo, którego
sam często spotykałem w okolicach Portas do Sol (a którego ponoć już tam nie
ma), czy Elenę, która śpiewa i gra na akordeonie od lat jeden i ten sam motyw i
nadal tego nie potrafi. Pojawia się też zespół Guents Dy Rincon, którego
podczas ostatniego pobytu w Lizbonie słuchałem na Miradouro de Sao Pedro de
Alcantara.
Poznajemy Clube de Fado i jego szefa Mário Pacheco (który
wraz z ekipą gościł dopiero co na gdańskim Siesta Festivalu), ważne miejsce w
książce, jak i zapewne w życiu autora zajmuje klub Mesa de Frades. Znajdował
się on zresztą tuż obok jego mieszkania w Alfamie. Także o mieszkaniu możemy co
nieco poczytać w książce, ba, nawet bez problemu zlokalizować je w przestrzeni
Alfamy – Marcin Kydryński bowiem dosyć dokładnie opisuje okolicę, w której
mieszka w Lizbonie. Ze swojego mieszkania zabiera nas zresztą na spacer ulicami miasta. Poznajemy jego ulubione kafejki i restauracje – nie tylko w Alfamie
ale także w Mourarii, Bairro Alto czy Chiado. Sunąc powolnym krokiem, opowiada
nam, co go w danym miejscu zaciekawiło, gdzie najlepiej usiąść na kawę, w
którym miejscu spotkał Marizę albo gdzie zabrał go na lancz Camané. Cały czas
pojawiają się dygresje na przeróżne tematy, związane z muzyką, fotografią,
rodziną, płytą Anny Marii Jopek Sobremesa… Przyjemnie się to czyta, za każdym
razem dowiadujemy się czegoś ciekawego o Lizbonie i jej atrakcjach. Podobna do
mojej prywatnej refleksja autora dotyczy palmy w Portas do Sol (którą nazywam
moją palmą) – też nie wyobrażam sobie, że w przyszłości może jej zabraknąć, a
kiedyś to się pewnie stanie (w jej pobliżu, przy wejściu do Restaurante Portas
do Sol rosła jeszcze kilka lat temu inna palma i pewnego razu po prostu jej nie
było…).
Jest też rozdział o literaturze. Podobne odczucia jak autor miałem
czytając Nocny pociąg do Lizbony Pascala Merciera – jakby autor pisał o
mieście, w którym nigdy nie był. Znalazło się też miejsce dla Requiem Antonia
Tabucchiego, książek Rok śmierci Richarda Reisa José Saramago i Noc w Lizbonie Ericha
Marii Remarque’a, a także kilku innych.
Jest w tej książce wiele wątków, które przeplatają się z
innymi i tworzą piękną opowieść o ukochanej Lizbonie. Nie będę ich wszystkich
analizował, bo po pierwsze nie jestem w tym najlepszy, a po drugie moim celem
jest tylko zainteresować Was książką, a nie dokładnie ją streszczać. I szczerze
Wam polecam, zwłaszcza jeśli nie czytaliście pierwszego wydania, i mimo iż
podczas lektury parę rzeczy mnie irytowało. Już wyjaśniam co. Na okładce
czytamy „Z pierwszej wersji sporo usunąłem. Sporo dopisałem”. Nie pamiętam tej
pierwszej wersji na tyle, by wiedzieć co zostało wycięte, natomiast z
dopisanych rzeczy jest na pewno Posłowie do drugiego wydania…, które w pewnym
sensie wyjaśniło moje zastrzeżenia, które pojawiały się w trakcie lektury. Znajduje
się ono jednak dopiero na końcu książki, tymczasem w trakcie czytania przeszkadzał mi brak aktualizacji wielu ważnych informacji. We fragmencie o
przebiegu kariery Yamiego nie ma ani słowa o tym, że teraz gra on z Marizą. Przy
informacji o tym dlaczego Ângelo Freire nie gra już z Marizą nie ma słowa o
tym, że zastąpił go José Manuel Neto, o którym jest zresztą spora wzmianka. No
i dopiero w Posłowiu pojawia się informacja, że budynek z muralami José
Saramago i jego żony Pilar od jakiegoś czasu już nie istnieje… To tylko kilka faktów,
których aktualizacja moim zdaniem powinna się znaleźć w książce. Jest ich
więcej, zostały wymienione w Posłowiu, więc w sumie wszystko jest ok. Nie zmienia
to mojej oceny książki, którą szczerze Państwu polecam. A samo Posłowie
odebrałem jako pewnego rodzaju gorycz, która pojawiła się u Marcina
Kydryńskiego na skutek tego, że Lizbona się zmienia, i że nie są to jego
zdaniem zmiany na lepsze. Mam nadzieję, że mimo wszystko nadal pozostanie dla niego drugim domem i miejscem, z którego czerpie muzycznie.
Marcin Kydryński
Muzyka moich ulic. Lizbona
Edipresse Książki 2017
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki. Wydawca jest też fundatorem nagrody w konkursie, w którym do wygrania jest opisana wyżej książka. Znajdziecie go tutaj lub w prawym menu tego bloga. Wystarczy odpowiedzieć na proste pytanie, by wziąć udział w losowaniu jednego egzemplarza książki.
Komentarze
Prześlij komentarz