Maria João na scenie NOSPR (autor zdjęcia Radoslaw Kazmierczak, źródło tutaj) |
Przyznam się, że pierwszym powodem, dla którego zdecydowałem się pójść na koncert było to, że Maria João jest Portugalką. Gdy dostałem od koleżanki wiadomość o koncercie nie znałem jeszcze jej twórczości. Dopiero potem odsłuchałem i obejrzałem nagrania zamieszczone na Youtube.com i zacząłem podejrzewać, że pierwszy impuls był właściwy, i że taką muzykę koniecznie trzeba zobaczyć na żywo. Oglądając zasoby internetu bardziej podobały mi się wcześniejsze nagrania Artystki, te z projektu OGRE wydały się mniej przystępne i za bardzo przesycone elektroniką, której nie każde wydanie jestem w stanie strawić. Niesłusznie.
Koncert rozpoczął się z niemal półgodzinnym opóźnieniem, ale w końcu, po zapowiedzi konferansjera festiwalu na scenę weszła Maria João i jej dwaj muzycy (używający tylko komputerów i syntezatorów) João Farinha i André Nascimento. Zaczęło się od... ćwierkania ptaków, które pojawiło się na początku pierwszego utworu. Potem ptasie trele przeszły w mocno elektroniczne dźwięki wydobywane przez urządzenia, które obsługiwali towarzysze Artystki, i co trochę mnie zmroziło, bo nie były zbyt przyjazne dla moich uszu. Na szczęście nie trwało to długo i w końcu gwiazda wieczoru zaśpiewała. A zrobiła to w taki sposób, że od razu wiedziałem, że będzie super. Nie ulega wątpliwości, że jest profesjonalistką pierwszej klasy, która świetnie się czuje w tym co robi – w tym przypadku wykonując materiał z projektu OGRE.
A trzeba wiedzieć, że Maria João jest artystką, która w muzyce, zwłaszcza w
jazzie, z którym głównie jest utożsamiana, nie zna granic. Pisano o tym zresztą i mówiono we wszystkich zapowiedziach katowickiego koncertu. Przez 30 lat
występowania na scenie i nagrywania płyt płynnie poruszała się między gatunkami
jazzu, muzyki etnicznej czy symfonicznej. Od kilku lat występuje z projektem
OGRE, ale jest już gotowa nowa płyta, która co prawda jeszcze się nie ukazała,
ale wokalistka przywiozła ją do Katowic i można ją było kupić. Ten, kto to
zrobił, wie już w jakim kierunku muzycznym Maria Joao podążyła tym razem.
Artystka na scenie wyglądała niesamowicie, trochę skojarzyła
się, mi i moim koncertowym współsłuchaczom, z Japonką, chyba głównie przez
fryzurę z dopiętym ogromnym czerwonym kwiatem. No i przez brzmiący z japońska repertuar. Nie cały rzecz jasna, ale przede wszystkim utwór Má é do Bom.
W pewnym momencie pojawił się medley znanych utworów, które
być może mieliśmy rozpoznać, m.in. I Get A Kick Out Of You Franka Sinatry i Summertime
Georga Gershwina.
Artystka nawiązała świetny kontakt z publicznością, której
chyba bardzo spodobała się twórczość Portugalczyków. W przerwach między
utworami opowiedziała kilka rzeczy o sobie, m.in. o tym, że ona urodziła się w Portugalii, ale jej mama pochodzi z
Mozambiku, więc ona sama jest częściowo Afrykanką. Wyznała też, że mieszka w
fajnym domu z wielkim ogrodem, w którym lubi pracować. Ma kilka psów, chyba
kota i pewnie coś tam jeszcze, co mogło mi umknąć. Przy piosence Toxic, która
też mogła być nam znana, a której wersja OGRE jest nieziemska, wyznała nawet (choć
nieco żartobliwie i z przymrużeniem oka), że bardzo lubi Britney. Lubi też
Beyonce, Gagę... Wszystkie je lubi. Śmieszna była sytuacja z katarem, w której kulminacji,
pokazując na cieknący z nosa katar zapytała, jak na to mówimy po polsku. Padły odpowiedzi: gile, szpiki i inne takie (o katarze nikt nie wspomniał). Potem ku rozbawieniu publiczności, po instrukcjach tejże, Maria powiedziała "I have a szpiki".
Koncert trwał ponad półtorej godziny, ale gdy Artystka zapowiedziała, że zbliżamy się do końca zdawało się, że minęło może pół godziny. Oprócz wspomnianych tytułów na koncercie były też, a raczej przede wszystkim autorskie utwory projektu OGRE, m.in. nastrojowe A Ilha czy mocno elektroniczne i trochę skoczne Ha Gente Aqui. Bardzo ciekawie zabrzmiało na żywo Reggae da Maria (wykonanie z 2012 r. zamieszczam poniżej). Było super, na bis cała trójka wykonała a capella The Lion Sleeps Tonight - poniżej starsze wykonanie - mam wrażenie, że to w Katowicach było jeszcze bardziej żywiołowe, doprowadziło zresztą do owacji na stojąco.
Nie mam własnych zdjęć, mimo miejsca w pierwszym rzędzie, bo przed koncertem wybrzmiał komunikat, że fotografowanie i nagrywanie jest zabronione. A szkoda, bo tak barwna Artystka byłaby też wspaniałym obiektem do fotografowania. Zamieszczam zatem zdjęcia, które Maria udostępniła na swojej stronie na Facebooku - pozostałe możecie obejrzeć sami - tutaj. Polecam też konto z projektem OGRE na Youtube.
Obrigado Maria João! Obrigado OGRE!
Koncert trwał ponad półtorej godziny, ale gdy Artystka zapowiedziała, że zbliżamy się do końca zdawało się, że minęło może pół godziny. Oprócz wspomnianych tytułów na koncercie były też, a raczej przede wszystkim autorskie utwory projektu OGRE, m.in. nastrojowe A Ilha czy mocno elektroniczne i trochę skoczne Ha Gente Aqui. Bardzo ciekawie zabrzmiało na żywo Reggae da Maria (wykonanie z 2012 r. zamieszczam poniżej). Było super, na bis cała trójka wykonała a capella The Lion Sleeps Tonight - poniżej starsze wykonanie - mam wrażenie, że to w Katowicach było jeszcze bardziej żywiołowe, doprowadziło zresztą do owacji na stojąco.
Nie mam własnych zdjęć, mimo miejsca w pierwszym rzędzie, bo przed koncertem wybrzmiał komunikat, że fotografowanie i nagrywanie jest zabronione. A szkoda, bo tak barwna Artystka byłaby też wspaniałym obiektem do fotografowania. Zamieszczam zatem zdjęcia, które Maria udostępniła na swojej stronie na Facebooku - pozostałe możecie obejrzeć sami - tutaj. Polecam też konto z projektem OGRE na Youtube.
Obrigado Maria João! Obrigado OGRE!
Artyści wraz z organizatorami koncertu (autor zdjęcia Radoslaw Kazmierczak, źródło tutaj) |
Komentarze
Prześlij komentarz