Zanim książka pojawiła się na rynku, sporo o niej mówiono i
pisano, a od lipca przynajmniej kilkanaście osób zdążyło mnie zapytać, czy już
mam i czy przeczytałem. No więc mam od wtorku, ale w natłoku zajęć dopiero dziś
udało mi się przeczytać. I teraz rozumiem zachwyty i wyczekiwanie. I tak jak w
tytule przytula Lizbona, myślę że śmiało można powiedzieć, że to książka, która
przytula. Zachwyciła mnie już od samego początku, a mianowicie cytatem z
książki Antonia Munõz Moliny Jak przemijający cień, który kończy się słowami „Od
samego początku rozumiałem, że jest to miasto, którego potrzebowałem”. O tej i
drugiej portugalskiej książce Moliny, Zima w Lizbonie, pisałem na blogu i
należą do moich ulubionych. Taki wstęp od razu zachęca do czytania, a im dalej,
czytając kolejne strony, pojawiają się następne moje ulubione pozycje
literackie, na czele z niesamowitym włoskim pisarzem Antoniem Tabucchim, José
Saramago i oczywiście Fernandem Pessoą. W bibliografii na końcu książki
znajdziecie jeszcze kilka innych interesujących nazwisk i tytułów, niektóre z
nich pojawiały się też naszym blogu.
Czytając książkę, znalazłem wiele rzeczy, które w pewnym
sensie opowiadają o moich lizbońskich przygodach, odczuciach i poznawaniu
miasta. Być może dlatego, że autorka Weronika Wawrzkowicz-Nasternak
rozpoczynała swoją portugalską przygodę mniej więcej w tym samym czasie, co ja.
Druga autorka, Marta Stacewicz Paixão mieszkała tam przez jedenaście lat,
więc opowiada o Portugalii z pozycji miejscowej. Cała książka jest bardzo
zgrabnie skonstruowana, składa się na nią klika rozmów obu autorek, rozmów z
zaproszonymi gośćmi, że tak to ujmę, oraz felietonów Weroniki Wawrzkowicz wprowadzających
do poszczególnych rozdziałów, których jest w sumie osiem. Całość wzbogacają
piękne zdjęcia, które zazwyczaj uzupełniają tekst. I oczywiście przywołują
piękne wspomnienia z Lizbony.
Bardzo spodobał mi się rozdział Szelest ulicy, który dotyczy
języka portugalskiego. Znajdziecie w nim świetne wytłumaczenia najbardziej
potrzebnych, czasem oryginalnych albo po prostu zabawnych słów portugalskich, z
którymi autorki próbują nas oswoić. Bardzo przydatne dla tych, którzy jeszcze
nie przyswoili sobie tej pięknie szeleszczącej mowy, bo przy każdym z
portugalskich słówek znajdziecie spolszczoną wersję wymowy. Niezwykle przypadł mi do gustu pomysł na używanie „a-żysztora” zamiast przekleństwa!
Pierwsze kroki, czyli tam, gdzie stopy prowadzą, to rozdział
o zwiedzaniu. Podoba mi się sposób, i też taki praktykuję, na zdanie się na
wędrówki tam, gdzie nas poniesie. Jakoś tak się zawsze składa, że po
zostawieniu rzeczy w hotelu za każdym razem kroki prowadzą nad Tag, do przystani Cais
do Colunas, gdzie witam się z rzeką. A potem ruszam dalej. Przewodnik w
Lizbonie uważam za rzecz zbędną, bo i tak spacery zawsze kończą się w
niespodziewanych miejscach, które akurat zauważą oczy, albo gdzie przyciągnie
słuch. A dźwięki Lizbony to osobny temat, który pojawia się też w książce
Lizbona. Miasto, które przytula. Ci, którzy jeszcze nie byli, przekonają się od
razu, a pozostali już wiedzą. Na każdym kroku ktoś gra, śpiewa albo tańczy. Do
tego zwyczajne odgłosy miasta – uwielbiane przeze mnie dźwięki starych
tramwajów, skrzeczące mewy, wspomniany szeleszczący język portugalski. Można
się zakochać od pierwszego razu.
Jeśli jeszcze nie widzieliście filmu Imagine Andrzeja Jakimowskiego, po wywiadzie w tej książce na pewno od razu kupicie DVD. Dowiecie się z niego, jak powstał scenariusz filmu i skąd pomysł, by zrealizować go akurat w Lizbonie. Nie zabrakło też wątku Café Electrico, słynnej już wśród polskich turystów kawiarni w Alfamie, w której kręcono sceny do filmu.
Jeśli jeszcze nie widzieliście filmu Imagine Andrzeja Jakimowskiego, po wywiadzie w tej książce na pewno od razu kupicie DVD. Dowiecie się z niego, jak powstał scenariusz filmu i skąd pomysł, by zrealizować go akurat w Lizbonie. Nie zabrakło też wątku Café Electrico, słynnej już wśród polskich turystów kawiarni w Alfamie, w której kręcono sceny do filmu.
Nie możecie też pominąć fragmentu o Hospital de Bonecas, czyli szpitala dla lalek, który mieści się przy Praça da Figueira 7. Wchodzi się przez sklep w bramie, a co można zobaczyć dalej dokładnie opisała Weronika Wawrzkowicz. Ciekawa jest informacja, że w jednej z portugalskich gazet napisano, że w tym miejscu leczy się portugalskie saudade. Coś w tym jest...
Nie mogłem wręcz czytać rozdziału o portugalskiej kuchni, bo
przysłowiowa ślinka ciekła strumieniami. Z tęsknoty za przysmakami z lizbońskich
lokalików i dlatego, że w taki obrazowy sposób zostały opisane. Znajdziecie tu
rozmowy z Januszem Andraszem z Luzomanii, który w Portugalii mieszkał dziesięć lat,
a także z Francuzem Davidem Gabouriaudem, gospodarzem programu telewizyjnego
David w Europie, który opowiada o swoim stażu w lizbońskiej restauracji.
Dowiecie się tutaj o najbardziej tradycyjnych portugalskich potrawach, o tym
gdzie warto się w stolicy stołować, a które miejsca są po prostu turystyczne i
dlaczego percebes jest dla Marty Stacewicz-Paixão daniem przerażającym.
Kolejny rozdział to opowieści o ważnych dla Lizbony postaciach,
tych którzy kreowali miasto na przestrzeni wieków, w różny sposób wpisali się
na karty jego historii i są obecni dziś w mieście, mimo że odeszli z tego
świata, czasami dawno temu. Markiz de Pombal odbudował Lizbonę po tragicznym
trzęsieniu ziemi, które miało miejsce w 1755 roku, a dziś spogląda na swoje
dzieło z pomnika znajdującego się na Praça Marquês de Pombal. Król Józef I ma z
kolei pomnik na Praça do Comércio i spogląda z niego mniej więcej w
tym samym kierunku co Pombal, czyli w stronę Tagu, tyle że ma do rzeki znacznie
bliżej. O wspomnianym już Fernandzie Pessoi nie trzeba dużo pisać – najbardziej
znany pomnik poety znajduje się w Chiado przy jego ulubionej Café a
Brasileira, gdzie turyści fotografują się z nim niemal o każdej porze dnia i
nocy. Cieszę się, że nie zabrakło rozmowy o Calouste Gulbenkianie, który przez
całe życie gromadził dzieła sztuki wchodzące w skład dzisiejszego wspaniałego Museu
Calouste Gulbenkian. Koniecznie tam pojedźcie, to tylko kilka stacji metrem, a
wrażenia będą niezapomniane. Zresztą do wizyty na pewno przekona Was tekst
rozmowy autorek książki.
Ciekawostką jest dla mnie, a i Was na pewno zaskoczy, Fadeusz,
mosiężny kangur kupiony w sklepie z pamiątkami w Lizbonie. Skąd kangur w
Lizbonie? Sami przeczytajcie.
Kolejną rozmowę Weronika Wawrzkowicz przeprowadziła z
pochodzącą z San Francisco Shelly Ginenthal, artystką uprawiającą miejskie
rysowanie w Lizbonie razem z grupą artystów skupionych w Urban Sketchers
Portugal. Dowiecie się z niej, dlaczego artystka uciekła z San Francisco i
dlaczego regularnie wraca do rodzinnego miasta oraz co Lizbona i amerykańska
metropolia mają ze sobą wspólnego, a co je różni. No i przede wszystkim, gdzie
można obejrzeć prace artystki – przykłady znajdziecie w książce Lizbona.
Miasto, które przytula. W rozdziale tym znalazło się też zdjęcie lizbońskiej
ściany z Gąską Balbinką, postacią z polskiej kreskówki z lat 60. – przyznaję się,
że nie znam tej dobranocki, muszę nadrobić zaległości.
Dźwięki Lizbony, to rozdział, którego nie mogłem się
doczekać od początku lektury. Zaczyna się zdjęciem z Portas do Sol z moją
ulubioną (wiadomo, że nie tylko moją) lizbońską palmą, z podpisem, że śpiewa o
niej Anna Maria Jopek na płycie Sobremesa. Przy okazji – jeśli jeszcze nie
znacie tego krążka, czym prędzej nadrabiajcie zaległości. Oprócz Anny Marii
wystąpiło na niej wielu portugalskich artystów. W rozdziale znajdziecie
opowieści o Marizie, Amálii i Madredeus, ale także o filmie Lisbon Story,
obowiązkowej pozycji każdego miłośnika Portugalii. Ale jest też o pewnym
Węgrze, który grywa Chopina w księgarni, o dźwiękach wydawanych przez tramwaje
i śmieciarki o trzeciej nad ranem. Nie mogło zabraknąć Salvadora Sobrala, który
niedawno wygrał dla Portugalii Eurowizję, zaskoczeniem jest dla mnie za to
Pedro Abrunhosa, tworzący chociażby dla Any Moury, bo wydawało mi się, że to
mało znany poza Portugalią artysta. Cieszę się też ze wzmianki o pieśni Grândola,
Vila Morena Zeki Afonsa, której wykonanie w wersji Edyty Geppert znajdziecie na
blogu.
Podoba mi się historia o miejskiej pralni, którą autorka
postanowiła odnaleźć w Lizbonie po obejrzeniu niemieckiego filmu dokumentalnego
Lisbon – what makes Portugal’s capital city so attractive. Też go widziałem,
ale nie wykazałem się taką ambicją, by odnaleźć to miejsce. Natomiast dla
autorki była to okazja do poznania ważnej dla Portugalczyków postaci – żyjącego
w XIX wieku wybitnego lekarza Sousy Martinsa – przeczytajcie jak do tego doszło
i kim był ten czczony do dzisiaj człowiek.
Kolejna ciekawa rozmowa ma tytuł Spokój, który czuć z nieba.
Weronika Wawrzkowicz rozmawia z pilotem Piotrem Lipińskim o tym, jak prezentuje
się Lizbona oglądana z kabiny pilota. Ci, którzy już lecieli do Lizbony wiedzą,
jak pięknie wygląda to miasto z góry przez pasażerskie okno. Zawsze z
niecierpliwością czekam na okrążenie nad Costa da Caparica, Mostem 25 Kwietnia,
który nocą z góry wygląda jeszcze piękniej. Widok z kabiny pilota musi być
jeszcze bardziej obłędny!
Wspomniany Most 25 Kwietnia pojawia się w kolejnej rozmowie,
tym razem obu autorek. Jest on pretekstem do opowiedzenia skróconej historii
Portugalii w czasach Salazara, które miały ogromny wpływ, nadal widoczny, na
życie Portugalczyków, o Rewolucji Goździków, i o dramatycznych historiach ludzi
wracających do Portugalii z afrykańskich kolonii, które właśnie przestawały
istnieć. I znowu pojawiają się książki, które warto przeczytać – ich autorem
jest wybitny portugalski pisarz António Lobo Antunes. Podręcznik dla
inkwizytorów i Karawele powracają znajdziecie bez problemu w bibliotekach.
Pojawia się też rozmowa autorek z Sofią Coelho, w której rodzinie pojawił się
wątek retornados, czyli powracających z kolonii Portugalczyków. To wzruszająca
historia o przeszłości, ale i o obecnych problemach związanych z życiem w
Lizbonie.
Prawie na sam koniec przenosimy się do Alentejo, gdzie w São
Luís
mieszka polski malarz Dominik Jasiński. Artysta przeprowadził się tam, bo tam
znalazł własne miejsce na ziemi. Zanim tam jednak trafił, uciekł z Lizbony.
Dlaczego? Przeczytajcie rozmowę zatytułowaną Portugalska metamorfoza. Dowiedzie
się z niej także, jak się żyje na portugalskiej wsi, o mentalności jej
mieszkańców i czy łatwo się przestawić z wielkomiejskiego na wiejskie życie na
uboczu.
Autorki jeszcze wracają do Lizbony. W rozdziale Barter z
Matką Boską rozmawiają o stosunku lizbończyków do ich świętych patronów – Wincentego i
Antoniego, o kulcie Maryi, o klasztorze Hieronimitów w Belém i o cmentarzu Prazeres,
gdzie Weronika Wawrzkowicz poszukiwała grobu wspominanego już Antonia
Tabucchiego. Nie zabrakło też tekstu o José Saramago i Casa do Bicos, w
której mieści się fundacja pisarza – warto ją odwiedzić, bo gromadzi cały
dorobek noblisty (są tam też wszystkie polskie wydania jego dzieł) i dba o jego
spuściznę i pamięć o nim samym.
Już na sam koniec znajdziecie rozmowę z Małgorzatą Furst, która
w Portugalii i Hiszpanii prowadzi, w dużym uproszczeniu, sklepy z bielizną Dama
de Copas, oraz rozdział To, czego nie widać, w którym mowa m.in. o różnicach w
mentalności polskiej i portugalskiej. Książka kończy się wspaniałym zdaniem,
nawiązującym do tego, że w mieście siedmiu wzgórz czasem będziemy mieć pod
górkę: „Idąc pod górę, wiele się można o sobie dowiedzieć”.
Weronika Wawrzkowicz-Nasternak i Marta Stacewicz-Paixão (źródło zdjęcia tutaj) |
Podsumowując zacytuję autorkę i jej refleksję z czasów
tworzenia książki, która doskonale oddaje jej charakter i chyba przekaz: „Każdy
ma swoją Lizbonę, przefiltrowaną przez własną wrażliwość i doświadczenia.
Inaczej patrzą na nią oczy turysty, inaczej widzi ją ktoś, kto mieszka w
stolicy od lat”.
Weronika Wawrzkowicz-Nasternak jest dziennikarką radiową i telewizyjną. Prowadzi autorski projekt Rozmawiam, bo lubię. Marta Stacewicz-Paixão jest filologiem, designerem i trenerem komunikacji. Przez kilkanaście lat mieszkała w Portugalii.
Tomasz Giza
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Wielka Litera.
Weronika Wawrzkowicz-Nasternak
Marta Stacewicz-Paixão
Lizbona. Miasto, które przytula
Wielka Litera 2019
Komentarze
Prześlij komentarz