Przejdź do głównej zawartości

„Tajny agent Jaime Bunda” Pepeteli − nietuzinkowy antykryminał (?) angolskiego pisarza + KONKURS

Jaime Bunda jest tytułowym tajnym agentem z książki Pepeteli. Poznajemy go jednak jako detektywa stażystę, który do tajnej policji Luandy dostał się dzięki protekcji członka rodziny – dyrektora operacyjnego z tejże policji. Jest fajtłapowaty i wyróżnia się ogromnej wielkości tyłkiem – podobizna bohatera na okładce wcale nie jest przerysowanym portretem – on naprawdę tak wygląda. Tej charakterystycznej budowie ciała zawdzięcza swoje przezwisko – bunda w języku portugalskim to pupa, dupa. Jest otyły, co sprawia, że wolno się porusza, sapiąc i wkładając w to niemało energii. Nie jest też zbyt inteligentny (choć w sumie można by nad jego inteligencją dyskutować), choć przeczytał sporo książek. Jego ulubionym gatunkiem są amerykańskie powieści detektywistyczne i kryminały, które traktuje jak swego rodzaju podręczniki zawodowe, a do cenionych autorów zalicza m.in. Dashiella Hammeta (Sokół maltański), a przede wszystkim ceni przygody najznamienitszego detektywa Jamesa Bonda.

Jaime Bunda większość czasu w pracy spędza za biurkiem, gdzie nic nie robi, nie odzywa się za wiele i obserwuje życie służbowe kolegów z pokoju. Sam też ma poczucie, że siedzi tam już wieki, i zdaje sobie sprawę, że nieprędko to się zmieni – usłyszał nie raz, że szef trzyma go wyłącznie ze względu na prośbę dyrektora operacyjnego, z którym, jak już wiemy, Bunda był spokrewniony. W tym miejscu warto dodać, że spokrewniony z nim dyrektor sam namawiał Bundę, by ten został detektywem, uznając że chłopak ma zmysł obserwacji, jest bystry i nadawał się do zawodu. Przepowiadał mu wręcz błyskotliwą karierę w zawodzie. Czy tak się stanie? Czytając pierwsze karty powieści aż chce się kontynuować lekturę chociażby w celu sprawdzenia tej kwestii. Na razie jednak Jaime Bunda to raczej fajtłapa, z której nabijają się koledzy z pracy. Aż pewnego dnia jeden z nich przekazuje mu wiadomość – wzywa go szef Chiquino Vieira. Jaime jest zaskoczony tak samo jak koledzy z pokoju. Bodajże nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Tym razem Jaime uznał, że przełożeni w końcu się na nim poznali (trochę na wyrost – w końcu dotąd nie mieli ku temu okazji). Otóż szef oznajmił, że ma dla naszego agenta ważną sprawę. Jest nią morderstwo i gwałt na nieletniej, czternastoletniej dziewczynie z biednej rodziny, której ciało znaleziono w okolicach Morro dos Veados – nadbrzeżnej dzielnicy Luandy. Jaime od razu poczuł powagę sprawy, którą mu powierzono i z miejsca zaczął zadawać ważne jego zdaniem dla śledztwa pytania, np. ile razy ofiara została zgwałcona, albo czy funkcjonariusze z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych prowadzący sprawę mają go słuchać (jednostka tajnej policji, w której pracuje stażysta, jest w hierarchii jednostką stojącą wyżej niż ministerstwo; często mówi się na nią Bunkier, i jest postrachem dla zwykłej policji). Przy okazji wprawia Vieirę w osłupienie, zadając mu pytanie natury osobistej: – Dlaczego szef ma jedno sznurowadło czarne, a drugie brązowe? 
– i od razu znajdując odpowiedź. W każdym bądź razie Bunda dostał samochód z kierowcą, który miał go wozić w miejsca związane ze śledztwem. Jaime najpierw pojechał do Ministerstwa dowiedzieć się od inspektora Kinangi szczegółów dotyczących morderstwa i postępów w śledztwie. Po przybyciu od razu zaznaczył, że nie trzeba mu podawać kawy. Whisky w zupełności wystarczy. 

Jaime Bunda jest w swoim żywiole. Analizuje poszlaki, zaczyna działać… Podejmowane przez niego kroki budzą często zdziwienie, ale jakoś nikt nie reaguje lekceważąco czy olewająco – panuje ogólne przekonanie, że skoro władze tajnej policji zainteresowały się akurat tym przestępstwem i do śledztwa skierowali agenta, musi to być ważna sprawa, a detektyw wie, co robi. Takie postępowanie umacnia w Bundzie przekonanie, że jest ważną personą, od której działań zależą ważne sprawy. Po pewnym czasie zaczyna śledzić mężczyznę, którego uznaje za podejrzanego. Okazuje się jednak, że ten od razu zauważył, że jest śledzony i zgłosił to szefowi Bundy, ale najgorszym okazało się to, że facet pracuje dla Bunkra. Naszemu detektywowi odebrano samochód i wydawało się, że sprawa skończona, a Jaime zostanie uznany za jeszcze większego fajtłapę, jednak do akcji wkracza krewny, który chce znaleźć „coś” na owego kolesia z Bunkra. Przy okazji poznajemy nieco owego jegomościa, który ponoć jest straszny – na tyle, że czytelnik dla własnego dobra nie może poznać jego nazwiska, jest on po prostu panem T., potem nazywanym zwyczajnie Skurwielem albo Człowiekiem Rybą. 
Nie mogę za dużo napisać, by nie zdradzać tego, co czytelnik z zainteresowaniem odkryje na własną rękę, dodam jeszcze tylko, że pan T. zagości w książce na dłużej, a sprawa zamordowanej nieletniej zejdzie, przynajmniej na jakiś czas, na drugi, a może nawet na trzeci plan. Do akcji wkroczą za to kolejni bohaterowie – Libańczyk, Algierka, młodzieniec o imieniu Tozé, jegomość o nazwisku Bubacar i jeszcze parę mniej lub bardziej istotnych osób. Trzeba także dodać, że Jaime Bunda oprócz prowadzonego śledztwa w powieści uwikłany jest też w pewną historię miłosną (tak, to prawda!), i że jego romans nie jest jedynym tego typu wątkiem książce.

Jaime Bunda to bez wątpienia postać, która jest parodią słynnego agenta 007. Parodią napisaną w sposób błyskotliwy, co sprawia, że od pierwszych stron książka wciąga i od razu chce się wiedzieć, co będzie dalej, co też ciekawego ten fajtłapowaty detektyw wymyśli i czym jeszcze wprawi w osłupienie otoczenie. Przy okazji lektury książki poznajemy Luandę, stolicę Angoli, taką jakiej nie znajdziemy w przewodnikach czy artykułach w turystycznych magazynach. Posługując się absurdalnym humorem, Pepetela doskonale zdaje nam relację z panujących w tym kraju realiów, kwitnącego łapówkarstwa i wszechobecnej deprawacji nowych elit oraz kontrastów społecznych, jakie panują w wymęczonej wojnami Angoli. Jeżdżąc wraz z bohaterami po stolicy zwiedzamy rodzinne przedmieścia Bundy, który odwiedza matkę i rodzeństwo w biednej części stolicy. Przemierzając drogi za panem T. poznajemy tajemniczego lekarza-znachora i dowiadujemy się, dlaczego wszyscy tam jeżdżą, a w ogóle o tym nie mówią. Dzięki lekturze ocieramy się też o życie nocne Luandy, a także poznajemy zwyczaje bogatych – czasem dziwne (np. kąpiele w oceanie w porze lanczu) i biednych (wraz z Bundą zjawiamy się na stypie zamordowanej czternastolatki). Spotykamy kilku znajomych stażysty ze szkoły, zwiedzamy największy w mieście targ i smakujemy tradycyjnych angolskich potraw. Te wszystkie elementy poznawcze Angoli, a także mądrości życiowe Pepetela przemyca między opisami detektywistycznej akcji pełnej zabawnych momentów, pomiędzy opisem zwyczajów bohaterów i opisując miejsca biorące udział w akcji powieści.
Dodatkowo autor umieszcza w powieści aż czterech narratorów opowiadających losy bohaterów, komentując ponadto ich sposób narracji, który nie zawsze jest dokładnie po jego myśli. Jest to ciekawym zabiegiem wprowadzającym pewnego rodzaju dialog z czytelnikiem.

Sam autor, Pepetela (którego prawdziwe nazwisko brzmi Arthur Carlos Mauricio
Pepetela (źródło zdjęcia tutaj)
Pestana dos Santos; Pepetela to pseudonim), jest urodzonym w 1941 r. angolskim pisarzem, jednym z najważniejszych przedstawicieli tamtejszej literatury. Jest laureatem Nagrody Camõesa (i to jest główny powód, dla którego o książce tej piszę na blogu) – najbardziej prestiżowego wyróżnienia na świecie przyznawanego autorom literatury portugalskojęzycznej. Otrzymał też Prémio Nacional de Cultura e Artes Angoli.
Pepetela studiował na uniwersytecie w Lizbonie angażując się w tym czasie w działalność na rzecz wyzwolenia Angoli, będącej wówczas portugalską kolonią. Został przez to zmuszony do opuszczenia Portugalii, a studia dokończył w Algierii (do Angoli też nie mógł wrócić). Te wszystkie wydarzenia, jak i fakt że Angola po wyzwoleniu pozostawała wiele lat w stanie wojny domowej wywarły niemały wpływ na biografię i twórczość pisarza. Po powrocie do kraju w 1975 r. był. m.in. ministrem edukacji, wykładał też socjologię na uniwersytecie w Luandzie. Pseudonim Pepetela przyjął jeszcze w czasach portugalskich, a słowo to w języku kimbundu (dominującym w Angoli) oznacza rzęsę. Tajny agent Jaime Bunda to pierwszy kryminał w dorobku pisarza. Ukazał się do tej pory w ośmiu krajach (a dziś może już w kilku więcej?), a w Portugalii był aż siedmiokrotnie wznawiany. W Polsce książka ukazała się w 2010 r. nakładem wydawnictwa Claroscuro. Tymczasem w 2003 r. powstała druga część przygód naszego detektywa − Jaime Bunda i śmierć Amerykanina (Jaime Bunda e a morte do americano). Miejmy nadzieję, że książka ukaże się również na polskim rynku.
Lekturę powieści Tajny agent Jaime Bunda szczerze polecam. Jeden egzemplarz książki, ufundowany przez Wydawcę, można wygrać w konkursie o którym więcej tutaj lub w prawym menu tego bloga w zakładce Konkursy.

Pepetela; z jęz. portugalskiego przeł. Zofia Stanisławska
Tajny agent Jaime Bunda
Claroscuro 2010

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Portugalskie lektury na drugą połowę wakacji, czyli polecam książki, które niedawno czytałem + KONKURS

Wakacje w pełni, a oprócz wojaży to także dodatkowy czas na czytanie. Dla niektórych może to także czytanie w trakcie PODRÓŻY, bo na pewno są wśród Was tacy, którzy czytają zawsze i wszędzie i bez książki nie ruszają się z domu, jak piszący te słowa. Niektóre z opisanych poniżej książek czytałem na początku roku, a więc już jakiś czas temu, inne z kolei skończyłem przed kilkoma dniami, więc jestem w miarę na bieżąco jednak pisząc tego posta posługuję się opisami, a zwłaszcza komentarzami czytelników z portalu lubimyczytac.pl, który bardzo lubię i na którym mam konto, a opinie innych czytelników często pozwalają mi zweryfikować moje opinie o książce, przypomnieć zapomniane szczegóły albo zwyczajnie zrozumieć niejasne sytuacje opisane na przeczytanych stronach. Pewnie większość z prezentowanych poniżej książek już czytaliście, ale może się zdarzy, że podsunę komuś idealną lekturę na drugą połowę lata. Dodatkowo, dzięki uprzejmości Domu Wydawniczego Rebis ogłaszam konkurs, w któ

25 kwietnia 1974 - Rewolucja Goździków w sztuce ulicznej dzisiejszej Lizbony i wiecznie żywa pieśń Zeci Afonsa "Grândola, Vila Morena"

Źródło zdjęcia tutaj 25 kwietnia obchodzony jest w Portugalii jako rocznica Rewolucji Goździków – w tym roku już 41. W skrócie można powiedzieć, że był to wojskowy zamach stanu, który doprowadził do obalenia w Portugalii dyktatury Marcelo Cayetano (następcy Antónia Salazara). Nazwa, całkiem przyjemna dla ucha, pochodzi stąd, że żołnierzom wtykano w lufy karabinów właśnie goździki, a całe wydarzenie przebiegło niemal bezkrwawo – zginęły cztery osoby (z rąk tajnej policji DGS – Generalna Dyrekcja Bezpieczeństwa, dawna PIDE – Policja Międzynarodowa i Ochrony Państwa, podczas oblężenia jej siedziby). Następstwem tych wydarzeń była też dekolonizacja portugalskich terytoriów w Afryce i Azji oraz rozpoczęcie procesu demokratyzacji systemu politycznego Portugalii, w której od 1945 r. istniała dyktatura wprowadzona przez Antónia Salazara. Zaczęło się od tego, że 25 kwietnia tuż po północy lizbońska rozgłośnia radiowa Rinasenza nadała zakazaną przez cenzurę pieśń Grândola, Vila Morena

Mariola Landowska - polska malarka w Portugalii (i jej wystawa Mundo Colorido w Open Gallery Moniki Krupowicz w Szczecinie)

Pracownia Marioli Landowskiej w Paço de Arcos Mariola Landowska jest polską malarką mieszkającą i pracującą w Portugalii. Moja historia z twórczością Artystki to jedna z (moich) lizbońskich historii. Pewnego razu, oglądając piękne obrazy i kafle w galerii (której nazwy niestety nie pamiętam) pani z obsługi zapytała mnie, skąd jestem. Gdy usłyszała, że z Polski zapytała, czy znam twórczość Marioli Landowskiej, bo obraz który przed chwilą oglądałem to właśnie jej praca. Gdy przyszedłem do galerii następnego dnia, żeby kupić upatrzony wcześniej kafelek, pani już wiedziała że za kilka dni (bodajże 12 czerwca ubiegłego roku) miał być wernisaż wystawy prac Marioli Landowskiej Mona Lisa i inne w galerii CNAP, na który zresztą mnie zapraszała. Data wernisażu była jednak dniem mojego wylotu z Lizbony do Polski. Po powrocie oczywiście zapoznałem się z twórczością tej znakomitej (teraz już to wiem) malarki, odnalazłem jej profil na Facebooku oraz stronę internetową. Wiele obrazów, które og